Język polski English  
 

lang =1 cat = 136 art_id= 205 galeria =

Dziś Poniedziałek, 28 kwietnia 2025 r.
Imieniny Pawła i Walerii



 
 
Strona Główna->PUBLIKACJE->Wasze Publikacje

I tylko ten siwy dym- Akcja pod Arsenałem 2006


26 marca 2006 roku, dokładnie w 53. rocznicę Akcji pod Arsenałem, staraniem Stowarzyszenia Historycznego Kotwica, grup rekonstrukcyjnych Pionier-Bataillon 39. der Panzer Division 3., 101 A/B i Pomerania 1945, przy pomocy Hufca ZHP Warszawa-Mokotów zaprezentowano rekonstrukcję historyczną tych wydarzeń.


Tło historyczne chyba nie wymaga przedstawiania, ale na wszelki wypadek dwa słowa: 22 marca 1943 roku Gestapo aresztowało naczelnika hufca Warszawa-Południe Szarych Szeregów, Jana Bytnara ps. Rudy. Koledzy z Grup Szturmowych zorganizowali próbę odbicia aresztowanego. Przetrzymywano go w więzieniu śledczym na Pawiaku, wewnątrz getta - próba odbicia go stamtąd nie wchodziła w grę. Na przesłuchania wożono go do katowni Gestapo w Alei Szucha - wewnątrz zamkniętej "dzielnicy policyjnej", gdzie także nie dawało się przeniknąć. Jedyną możliwością była akcja w czasie przewożenia go więźniarką z Pawiaka na Szucha. Najlepszym miejscem okazał się ostry zakręt ulicy Długiej pod budynkiem Arsenału, gdzie pojazd musiał zwolnić, by uniknąć poślizgu na śliskiej kostce z torami tramwajowymi.
Każda chwila była na wagę życia więźnia - katowany Rudy gasł w oczach, ale nadal nie mówił nic, znosząc najgorsze tortury. Jego poświęcenie szło właściwie  na marne, gdyż zgodnie z prawidłami konspiracji natychmiast po jego aresztowaniu ewakuowano wszystkie punkty, o których mógł wiedzieć. Mimo to koledzy wymogli na przełożonych zgodę na akcję. Pierwsza próba miała miejsce dzień wcześniej, 25 marca, ale tego dnia Rudego nie było w więźniarce i w ostatniej chwili atak odwołano. 26 marca wszystko poszło zgodnie z planem - atak GS zatrzymał więźniarkę, po krótkiej walce uwolniono Rudego, który jednak zmarł trzy dni później w wyniku obrażeń zadanych w czasie śledztwa.
Akcja pod Arsenałem stała się najsłynniejszą operacją bojową Grup Szturmowych Szarych Szeregów, rozsławiona w "Kamieniach na szaniec" i filmie "Akcja pod Arsenałem" stała się "mitem założycielskim" Hufca ZHP Warszawa-Mokotów, który od 36 lat organizuje coroczny zlot patrolowy Akcja pod Arsenałem, który w tym roku postanowiono uświetnić widowiskiem historycznym. Idea szczytna, wykonanie - no cóż.
Od strony widzów, organizacja była pod zdechłym Azorkiem. Rejon Arsenału jest ciasny, nawet mimo wyburzenia prawie całej oryginalnej zabudowy. Ale naprawdę można było pomyśleć zawczasu, że jak się sprasza całą Warszawę (ulotki wisiały na każdym przystanku, telewizja lokalna grzmiała bez przerwy od kilku dni) to parę osób może w końcu przyjść. Tymczasem miejsca nie dość, że pozostawiono zbyt skąpo, to jeszcze później dogęszczono tłum wpychając między nich zebranych na zbiórce pod Arsenałem uczestników zlotu - zupełnie jakby nie mogli zostać tam, gdzie byli! Jeśli druhowie chcieli się bawić we własnym gronie, to trzeba było ludzi nie spraszać...
Do strony rekonstrukcyjnej nie można było mieć zastrzeżeń. Przed akcją stworzono całkiem udatny obraz życia codziennego ulicy w okupowanej Warszawie, z kilkunastoma osobami w ubraniach z epoki, rykszą (oryginalną okupacyjną rykszą z taksometrem i skarbonką!), spacerującym SA-Mannem.

   

Gazeciarz (pełnoobjawowy: kaszkiet, charakterystyczna dykcja, naręcze gazet) roznosił specjalnie wydrukowaną w formie reprintu "Nowego Kuriera Warszawskiego" (stołecznej okupacyjnej "gadzinówki") ulotkę objaśniającą tło historyczne i samo wydarzenie.

                   

 Dziewczynka w płaszczyku i czerwonym bereciku ciągnęła mamusię gdzieś w sobie tylko znanym kierunku. Jakaś paniusia z piesuńciem na rękach ofuknęła grających w zośkę wyrostków od "verfluchte Polacken". Patrol policji sprawdził papiery jedego z zośkowiczów i ze śmiechem posłał go kopem na nową drogę życia.

 

Przejechał niemiecki motocykl z karabinem maszynowym na koszu. A wśród  tego wszystkiego dwóch czy trzech młodych ludzi w długich płaszczach spoglądało co chwila za róg ulicy, przechodząc to na jedną, to na drugą stronę ulicy.

 

 Naprzeciwko stał jeszcze jeden z kilkoma skrzynkami jabłek. W końcu zainteresował się nim granatowy policjant. W chwili, gdy zażądał od niego papierów, zza rogu wyjechała ciężarówka i nagle ze wszystkich stron zbiegła się grupa młodych ludzi, którzy wcześniej bez celu się tam kręcili. Poleciały granaty, posypały się strzały, więźniarka zaczęła dymić.
I w tym momencie widowisko się (przynajmniej dla widzów) niestety skończyło.

  

Pirotechnik stanowczo przesadził z obfitością dymu, który spowił wszystko, rujnując wysiłek wszystkich ludzi, którzy włożyli w to tyle wysiłku, czasu, że nie wspomnieć pieniędzy. Sytuacja jak ze słynnego dialogu w Potopie: "-Kto fajerwerki sprawował? -Brown, wasza miłość. -Rozstrzelać". 
Po chwili dym się rozwiał, ktoś tam jeszcze gdzieś biegał, a po chwili na bruku zostały tylko ciała policjanta i kilku Niemców na zakręcie.

   


Ogólnie - jak na pierwszy raz wypadło naprawdę fajnie, ale wpadka z dymem zmarnowała efekt, a brak miejsca dla widzów zwichnął całą ideę popularnego widowiska historycznego.

Słowo i obraz:   Leszek Erenfeicht





DRUKUJ

POWRÓT