Zanim jeszcze wyjechałem na Zachód z podobnych pobudek jak setki tysięcy rodaków, wiedziałem, ze nie zrezygnuje ze swoich zainteresowań amerykańskimi militariami.
W dniach 9-12 maja byłem uczestnikiem dorocznego 22 zlotu w Ulbeek koło Hasselt pod patronatem klubu "Patton Drivers". Impreza miała charakter otwarty dla wszystkich właścicieli takich pojazdów, ale szczególnie dla tych sprzed 1945r. Zjechali się na niego również członkowie innych klubów i wolni strzelcy.
Dlaczego "Patton Drivers"? Szef owego klubu i miejscowego lokalu o tejże nazwie jest podobny do swojego wielkiego poprzednika. Podobnie jak on nosi się w kurtce M-41, w hełmie z trzema gwiazdami i Coltem 45 przy pasie. Jego Jeepa z generalskim proporcem nie sposób pomylić z setka innych. W tutejszym światku jest człowiekiem "legenda". W czerwcu 2004 nie mógł planowo wyjechać z klubem na okrągłą rocznice lądowania aliantów w Normandii. Dopiero 5 czerwca w przeddzień "inwazji" udało mu się wyrwać. Nie poleciał samolotem ani nie pojechał zwykłym autem. Samotnie pokonał 700 km z Limburgii do Normandii swoim Williys'em, by być wśród swoich chłopców.
Wróćmy do zlotu. Pierwszego dnia wraz z przyjacielem (rodakiem mieszkającym tu od wielu lat) dopełniamy formalności w biurze zlotu uiszczając kwotę 10 euro. Po wypełnieniu krótkiego formularza otrzymujemy kwit uczestnika zlotu (jego miejsce za wycieraczka auta) i souvenir w postaci zielonej parasolki. Dzieciaki garść cukierków. Młoda latorośl cieszy się na tutejszych zlotach spora sympatia i zainteresowaniem. Powszechne jest stwierdzenie "czym skorupka za młodu nasiąknie..."
Parę spostrzeżeń. Uderza fakt, ze sprzęt za grube tysiące euro, obładowany bronią, amunicja i elementami ekwipunku stoi wszędzie bez nadzoru i kontroli. Nikt nie węszy, odkręca, odpina czy przegryza. Po prostu norma. Trudno się do tego przyzwyczaić po latach doświadczeń na takich imprezach w kraju. Wynika to chyba z zaufania do innych osób. Na takich imprezach nie pojawiają się osoby przypadkowe które to nie interesuje.
|
|
Nie kupisz tutaj balonów i waty cukrowej. Przyjeżdżają tylko osoby obojga płci które czują klimat bądź chcą poczuć. Każdy bywalec krajowych imprez doskonale zna odgłos gniecionych pod butami plastikowych kubków po piwie, coli czy tacek po jedzeniu. W Ulbeek trzeba by się sporo nabiegać by mieć tę przyjemność. Prawie wszystko trafia do koszy i plastikowych worków. Jeśli już o jedzeniu i piciu to na terenie zlotu były w obiegu tzw. bony konsumpcyjne o wartości 1,5 eu. do nabycia w kasach zlotowych. Jeden bon to piwo lub cola, dwa hamburger czy hot-dog. Trzeba uważać by wykorzystać je do końca imprezy. Jeśli zrobi się to odpowiednio wcześnie można zamówić na sobotni wieczór klubowy szaszłyk itp. Później pozostaje już tylko własny grill. O ogniskach w Belgii można zapomnieć. Sklep z zaopatrzeniem jest czynny w sobotę najwyżej do 18.00, wiec lepiej o wszystkim pomyśleć wcześniej.
Na wieczornych imprezach zdarza się spotkać okolicznych mieszkańców zwabionych głośną muzyką. "Patton Drivers" znają tu wszyscy. Nie trudno ich poznać wśród zmilitaryzowanej braci. Stoją z boku, komentują, często się uśmiechają. Widać ze im się podoba to trochę "przyfrontowe sąsiedztwo". W środku nawet barmani wyglądają jak przydzieleni do pełnienia służby za barkiem. Z rzutnika lecą znane teledyski z wmontowanymi klubowymi nagraniami ze zlotów. Niezależnie od ilości spożytego alkoholu nie spotkałem się z jakimś przejawem agresji czy przekroczeniem ogólnie przyjętych norm przyzwoitości. Było bardzo sympatycznie. Sporo rozmów schodziło na tegoroczne, lipcowe Beltring w Anglii. Dobre w tym wszystkim jest tez to, ze rano budzi cię pragnienie, a nie klient, testujący swój sprzęt koło twojego namiotu.
|
|
Dioramy czyli forma prezentacji będąca często źródłem zaciętych dyskusji i sporów wielu rekonstruktorów - w Ulbeek nie było tego wiele prawdopodobnie ze względu na towarzyski charakter imprezy. Jedna dotyczyła udziału USMC w walkach na Pacyfiku, druga- działań w Europie. Miały raczej formę statyczną, czyli auta, namioty z lóżkami, ekwipunek, bron. Obok wbite tablice informacyjne. Czasem kręciło się tam parę osób. Kolejny wniosek. Aut i przedmiotów z czasów Wietnamu było mało. W czym tkwi problem? Odpowiedzi jest kilka. Przede wszystkim trzeba sobie uświadomić, ze obszary Francji, Holandii i Belgii są miejscem gdzie te pojazdy ze zlotu brały udział w walkach. To tutaj przedzierały się przez ciasne uliczki Shermany, halftraki i Dodge z zaopatrzeniem. Druga sprawa, część dorocznych imprez typu "Bostogne-Nuts" "Ivanhoe" czy "Tanks in Town" w Mons to imprezy zamknięte tylko dla rekonstrukcji 2 wojny światowej. Część posiadaczy pojazdów z późniejszego okresu zainteresowanych tego typu imprezami musiała się dopasować do ram historii. Mimo wszystko daje się już wyczuć lekkie znużenie ciągłym wałkowaniem "Band of Brothers". Mijając park maszyn ma się często wrażenie, ze jedynymi jednostkami armii amerykańskiej biorącymi udział w walkach sa 82 i 101 Dywizja. Mimowolnie nasuwa się nam myśl ze paru dobrze zrobionych, zmotoryzowanych "ruskich" byłoby tu większą atrakcją, niż kolejne auta z białymi gwiazdami na burtach.
Pozytywne jest to ze spora rzesza właścicieli pojazdów to ludzie młodzi, którzy bardzo ożywiają imprezę nadając jej spontanicznego charakteru. Inaczej wygląda 20-latek wskakujący do Jeepa po zaopatrzenie a inaczej stateczny 60-latek. A przecież historie wojen tworzyli głównie ludzie młodzi... Być może lekki przesyt, a może letnia pogoda sprawiła, ze sporo uczestników nosiło charakterystyczne dla Raidersow USMC z Pacyfiku kopie "duck hunter" w HBT. Kobiety dla odmiany zielone. Choć na rekonstrukcję walk w Europie już się w tym nie da iść.
Często zadaje mi się pytanie o skale porównawczą miedzy imprezami w Belgii i Polsce. To temat rzeka. Trudno o tym napisać w paru słowach. Wiadomo, ze sprzętu jeżdżącego maja nieporównywalnie więcej. Ich właściciele w bardzo różny sposób identyfikują się ze swoimi pojazdami. Jednym wystarcza sam mundur z okresu, inni idą o wiele dalej kompletując ekwipunek od A do Z. Zdarzało mi się spotkać osobników z długimi włosami pod hełmem ubranymi "od przypadku", ale było ich nie wielu i raczej bardzo młodzi.
W niedziele na parę godzin, przy głównej ulicy wyrosły stoiska i stragany z militariami. 90% przedmiotów na niej to części do Jeepow, kanistry, łopaty, kopie mundurowe i ekwipunek US z 2ww. Trochę wydawnictw w tym temacie. Różnica taka, ze nie dominowały plastikowe zabawki i bikini w camo.
Ktoś zapyta czy spotkaliśmy jakichś Polaków? Nie, nie spotkaliśmy. Czy oprócz fanow US z 2ww było cos innego? Było parę pojazdów z Bundeshwery, ze dwie "emki" z koszem i troche US powojennych... Część z Was zadaje sobie pewnie pytanie czy nie zamierzam zmienić frontu do Wietnamu. Otóż nie. Zbyt wiele czasu poświęciłem i zbyt wiele wspomnień z tym związanych by ot tak po prostu zrezygnować. Może gdybym miał 18 lat i dopiero zaczynał, założyłbym te "duck huntery", majteczki ukochanej na szyje (na szczęście ;) ), a M-16 zmienił na Thompsona czy Garanda.
Oprac. "Walkie" Recon29
Galeria zdjęć autorstwa Walkiego znajduje się tutaj